O kilku metaforach „ekonomii danych”

Ostatnie The Economist z 22.02.2020 publikuje specjalny raport na temat „Zalewu danych, który powoduje powstanie nowej gospodarki”, gospodarki danych. Już nie znajdujemy się, jak głosiło słynne wyrażenie, w „społeczeństwie opartym na wiedzy”, nie ma już GOW, czyli gospodarki opartej na wiedzy. Według języka OECD, w takim starym paradygmacie myślenia, wiedza jest objęta ofertą (niezależnym bytem), który napędza rozwój. Powstają także rachunki kompetencji konkurencyjnych i finansowych kapitału intelektualnego. Redaktor amerykański do spraw techniki w The Economist, Ludwig Siegele, we wstępniaku „Lustrzane światy” pisze niezwykle interesująca analizę. A zaczyna tak:
„Armia sobowtórów atakuje świat. Najpierw pojawiły się cyfrowe kopie silników lotniczych, turbin wiatrowych i innego ciężkiego sprzętu. Następnie elektroniczne duchy mniejszych i większych rzeczy dołączają do nich w wirtualnym królestwie, od szczoteczek do zębów i sygnalizacji świetlnej po całe sklepy i fabryki. Nawet ludzie zaczęli rozwijać te alter ego. W Ameryce National Football League planuje zaprojektować elektronicznego awatara dla każdego gracza.
Ci „bliźniacy cyfrowi”, jak je nazywają geekowie, to znacznie więcej niż repliki oryginału. Pomyśl o nich bardziej jak o cieniach, które dzięki licznym czujnikom i łączności bezprzewodowej są ściśle powiązane z ich fizyczną jaźnią i wytwarzają oceany danych. Jeśli coś dzieje się w prawdziwym świecie, jest to szybko odzwierciedlane w tej sferze cienia. Niektóre cyfrowe bliźnięta już mają zaprogramowane prawa natury. Podwojone jako baza danych wszystkiego, co kiedykolwiek wydarzyło się w oryginale. To pozwala spojrzeć w ich przyszłość. Na przykład trenerzy sportowi będą mogli przeprowadzać symulacje, przewidywać, kiedy sportowiec dozna kontuzji i dostosowywać procedury treningowe, aby uniknąć problemów.”

Język autora analizy jest niezwykle sugestywny i czyta się to jak początek fascynującej powieści science-fiction.
Gospodarka danych to jest spełnienie przepowiedni ekscentrycznego informatyka Davida Gelerntera z Yale University, który już dawno przewidywał World Wide Web jako „lustrzane światy”, jako nowy wymiar życia ludzkiego opartego na danych i napędzany przez nie. Krok po kroku, coraz więcej części świata fizycznego ma być reprezentowanych i symulowanych w świecie wirtualnym.

Tutaj pojawia się metafora platońskiej jaskini, a właściwie jej odwrócenie, bo Platon twierdził, że rzeczywiste obiekty są niedoskonałymi kopiami ich prawdziwej istoty, którą człowiek może kontemplować jedynie w świecie idealnym. Natomiast teraz powstaje lustrzane odbicie tej niedoskonałe kopii platońskiej idei, odbicie, które może wytworzyć i napędzać całkiem realny świat ekonomii i twardego pieniądza. A jednocześnie to odbicie staje się jakby światem idealnym, sterylnym, czysto cyfrowym, niewidzialnym. Mimo że The Economist zajmuje się tym problemem ze względu na realną gospodarkę, to z punktu widzenia kulturoznawczego i filozoficznego proces ten jest także niezwykle ciekawy. Odbity świat jest odbity nie tylko tak jak ten platoński niedoskonale, ale także nierówno.
Pamiętam, kiedy w pierwszej dekadzie XXI wieku podczas nieoficjalnego spotkania Marka Turnera, kognitywisty z Kalifornii, słuchałem jego opowieści o tym, jak to jego Uniwersytet rekrutuje w Second Life, czyli darmowym, wirtualnym świecie gry, udostępnionym publicznie w 2003 roku przez firmę Linden Research, Inc., z San Francisco. W szczycie popularności gra ta miała zarejestrowanych ponad 9 mln graczy. Second Life ma nawet swoją wirtualną walutę. Wiele firm i uniwersytetów nie tylko rekrutuje, ale także np. posiada wirtualne sale wykładowe, czy laboratoria do nauki języków obcych.
Na marginesie zostawiam także problem rekrutacji do armii amerykańskiej poprzez gry walki (np. America’s Army).
Jednak ten świat, o którym pisze The Economist, w którym dołączają się także dane przesyłane przez Internet Rzeczy (Internet of Things IOT) jest coraz większy i można powiedzieć, że na naszych oczach powstaje nowy byt.
Jak zauważają autorzy The Economist, dane mają po angielsku jedynie formę liczby mnogiej. Istotnym pytaniem jest dlaczego? Jaka metaforyzacja leży u źródeł takiego faktu lingwistycznego?
Mówimy na przykład: „przepływ danych”, co sugeruje, że dane to jakaś płynna substancja. Na pewno jest to substancja niepoliczalna, jak woda czy piasek w języku angielskim. O tym metaforach w języku pisałem w swoim czasie z Kennethem Holmqvistem w „Infinity in Language”.
Dane to może być „paliwo przyszłości” (czyli benzyna czy olej napędowy), jednak dane mogą być wszędzie, jak „światło słoneczne”, mogą tworzyć „cyfrową infrastrukturę”. Co więcej, z jednej strony są one nierywalizujące, (dane mogą być używane przez wielość użytkowników), z drugiej zaś strony, mamy też nierówny do nich dostęp.
„W zależności od tego, gdzie ustawiono suwak kryptograficzny, dane mogą rzeczywiście być dobrami prywatnymi, takimi jak ropa naftowa lub dobrami publicznymi, takimi jak światło słoneczne, lub czymś pośrednim, znanym jako „dobro klubowe”.”
Kliki są kupowalne i kupowane, dlatego metafora paliwa przyszłości jest najbardziej istotna dla ekonomii. Szkopuł w tym, że nie ma jednej prawdziwej wartości danych.

Światła słonecznego się nie opadatkowuje, światłem się nie handluje i podobnie powinno być z danymi, powinny być otwarte. A nie są. Niektórzy postulują wymianę danych na zasadzie „fair play”. Handel i ekonomia na zasadach fair play powinien mieć miejsce w przypadku danych także.
A tymczasem nierówności rosną wraz z ilością użytkowników. Jak można przeczytać w numerze The Economist, w ciągu ostatniej dekady liczba osób korzystających z Internetu wzrosła z 1,8 miliarda, czyli jednej czwartej świata, do 4,1 miliarda, czyli o ponad połowę. Coraz więcej nas chodzących w chmurach. I coraz więcej ludzi bezwolnych, rządzonych algorytmami.
Gdzie się podziała idea pierwszych pionierów rewolucji cyfrowej o powstaniu olbrzymiej biblioteki cyfrowej, w której wszystko będzie za darmo dla wszystkich?
Dane i informacja to nie jest wiedza. Wiedza musi mieć ludzi z opowieściami. Dlatego zakończę opowieścią z życia. Podczas ostatniego egzaminu z kulturowej historii nowoczesności na kulturoznawstwie Uniwersytetu Łódzkiego na pytanie, które treści wykładu najbardziej zmieniły twój sposób myślenia, najczęściej padały dwie odpowiedzi: Foucoultowska analiza panoptikonu, oraz Baumanowska analiza Zagłady.
Dlatego warto wspomnieć, że to właśnie Michel Foucault przypominał, że wiedza to władza. Dziennikarstwo jeszcze Carlyle uznawał za bohatera swoich czasów i często nazywane one było czwartą władzą. Czasami świat akademicki także nazywany jest czwartą władzą. Czy na naszych oczach rośnie jaskinia filozofów w chmurach, nowa piąta władza?
I jeśli Hannah Arendt w kontekście Zagłady mówi i pisze o banalności zła administratorów Holocaustu wykonujących bezwolnie rozkazy, to czy dziś mamy do czynienie ze spotęgowaniem zła niewyobrażalnych rozmiarów, kiedy rozproszeni przez świat cyfrowy ludzie wykonują rozkazy algorytmów „jaskini filozofów w chmurach”? Matrix.
