Międzynarodowy dzień tłumacza. Niech się święci!

Międzynarodowy Dzień Tłumacza obchodzony w dzień św. Hieronima zasługuje na osobny wpis! Niech się święci!

Jestem także tłumaczem (poza tym, że jestem profesorem nauk humanistycznych i wykonuję kilka innych funkcji społecznych), dlatego to także mój dzień. Jako, że przypada w środę, czyli zwykły dzień tygodnia, nie będę świętował winem, ani nawet piwem, ale chwilą refleksji nad problemami tłumaczenia.

Międzynarodowy Dzień Tłumacza (fot. licencja Depositphotos)

Obchodzi się to święto dzisiaj 30 września każdego roku ku czci św. Hieronima, któremu zawdzięcza ludzkość Wulgatę, czyli tłumaczenie z języków oryginalnych na łacinę średniowieczną Biblii. Nie uznaję kultu świętych, ale ten tłumacz jest niewątpliwie jakoś szczególnie ciekawym przykładem olbrzymiej roli, którą w społeczeństwie pełni tłumacz: owa Wulgata zdominowała życia religijne, duchowe Europy na całe tysiąclecia. Do dzisiaj pobrzmiewa ono Wujkiem w języku polskim, w staropolszczyźnie.

Św. Hieronim, symbol translacji w swoim studiu, w swojej pracowni (obraz autorstwa Domenico Ghirlandaio – http://www.artunframed.com/, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=178941)

Oczywiście dzisiaj w epoce kultury Wikipedii oraz maszynowego tłumaczenia (np. maszynowego tłumaczenia Google Translate) oraz aplikacji tłumaczeniowych symultanicznych, zawód tłumacza wydaje się przestarzały. Kto dzisiaj tego potrzebuje? Postęp w dziedzinie tłumaczenia maszynowego jest olbrzymi: pamiętam kiedy zapoznawałem się dorywczo w czasie pobytu na stypendium pod okiem prof. Barbary Gawrońskiej z projektem SWETRA, tłumaczeń maszynowych w różne strony trzech języków: szwedzkiego, angielskiego i rosyjskiego. Wtedy, w 1994 roku, ten program mógł swobodnie tłumaczyć dwa gatunki mowy: abstrakty chemiczne (do dzisiaj nie wiem, dlaczego chemiczne…) oraz prognozy pogody. Nie będę teraz wchodził w szczegóły tego programu komputerowego i jego filozofii, dość powiedzieć, że te gatunki mowy są dość, no, jakby tutaj to powiedzieć… żeby nie urazić — są proste….

Era komputerów i wyszukiwarek (zdjęcie lic. Depositphotos)

Oczywiście już wtedy, mimo prostoty, zastosowaniami interesowały się także siły np. militarne, nie mówiąc innego typu służbach. Marzenia o uniwersalnym translatorze przyświecały zawsze zastosowaniom militarnym, one nie miały służyć pojednaniu, miały służyć przechytrzeniu.

maszyna do szyfrowania — marzenie uniwersalnego translatora (domena publiczna)

Agencja DARPA, jednostka badawcza amerykańskiej armii szczególnie zainteresowana była możliwościami tłumaczenia maszynowego. Każdy system wywiadowczy jest szczególnie mocno związany z działaniem przekładu. Istnieje nawet specjalny dział tzw. białego wywiadu. Filologia to nie tylko zastosowania duchowe, jak u św. Hieronima, ale filologia to także broń.

Filologia to broń (fot. lic. Depositphotos)

Problemem przekładu maszynowego jest niezrozumienie cielesnego kontekstu. To wiąże się ze szczegółami. Diabeł tkwi w szczegółach. Szczegóły umykają. Ja pamiętam, że jeszcze 5 lat temu Tłumacz Google popełniał tak żenujące błędy, że niektórzy moi koledzy profesorowie na wykładach posługiwali się jego tłumaczeniami, żeby uczyć właściwych użyć języka, naśmiewając się z tej maszyny.

Myślę, że po 5 latach Tłumacz Google i inne komputerowe zastosowania sztucznej inteligencji zasługują już na szacunek, jeśli nie respekt ludzi, nawet specjalistów, choć do doskonałości jeszcze daleko.

Czy jest owa doskonałość osiągalna dla maszyn? Wydaje mi się, że niestety, nie. Będą one pomocą, ale nawet dzisiaj przy zastosowaniach bardziej złożonych, np. przy literaturze tzw. pięknej, tłumaczenia maszynowe nie radzą sobie. Zwykło się uważać dwuletni kurs języka obcego jest w stanie nauczyć języka. Ale nauka języka trwa znacznie dłużej, właściwie do końca życia, nie starczy uczyć się 5 czy 7 lat, to jest droga nieskończona, nawet w przypadku języka ojczystego. Podziwiam oczywiście poliglotów, sam posługuję się kilkoma językami, ale tak naprawdę obcy język można opanować tylko do pewnego stopnia, ten stopień jest bardzo różny , np. znak języki skandynawskie, ale szwedzkim operuję płynnie w piśmie i prawie płynnie na poziomie średnim w mowie, natomiast inne języki skandynawskie znam bardzo słabo: norweskim operuję trochę na poziomie podstawowym, duńskim znacznie mniej, najmniej islandzkim. Czy mogę powiedzieć, że znam języki skandynawskie? Tak. Ale do pewnego stopnia.

Flagi czterech skandynawskich krajów

Literaturę piękną mogę z pomocami czytać jedynie po szwedzku. A i to — powtarzam z naciskiem — z pomocami. Po angielsku bez pomocy często sobie poradzę bardzo dobrze. Ale nigdy doskonale. Bo w tłumaczeniu ważne są szczegóły. Cechą kompetentnego tłumacza jest dbałość o szczegół. Lata praktyki uczą pokory. I zapobiegliwości (mam dużo słowników w swojej bibliotece, tudzież dużo różnych wersji językowych Biblii).

Języki klasyczne m. in. te św. Hieronima to było odkrycie humanizmu renesansowego. Humanizm mieszczański odkrył jednak znaczenie więcej niż przeszłość, odkrył kultury bliskiego i dalekiego wschodu. Natomiast demokratyczny humanizm w XX wieku dał nam rozwój antropologii terenowej i znajomość wielu odległych, często niszowych kultur. I języków.

Dzisiaj w XXI wieku mamy humanizm cyfrowy, który charakteryzuje się Post-Gutenbergowską piśmiennością, przekład jest łatwy, ale mamy też zjawisko wielopodmiotowości w przekładzie, crowdsourcing (czyli wykorzystywanie mocy anonimowej masy amatorów). No i towarzyszą nam komputery, najpierw osobiste, które wedle Ivana Illicha wzmacniają tzw. komitywę,  mają moc obliczeniową pozostającą w mocy jednostki. Jednak dzisiaj komputer osobisty to są przecież kieszonkowe translatory w postaci smartfonów. Narzędzia tłumaczy współtworzą nową emancypacyjną kulturę coraz większej komitywy. Ivan Illich stwierdza: W sieciach uczenia się grupy osób o zbliżonych zainteresowaniach łączą się w społeczności edukacyjne, które nie podlegają ograniczeniom i dynamice sił typowych dla środowisk zinstytucjonalizowanych. Wykraczają także poza uniwersytet.

coraz większe sieci społecznościowe (lic. Depositphotos)

Sam tłumaczę głównie teksty naukowe. Jednak zdarza mi się, tłumaczyć także teksty literackie. Badam tłumaczenia literackie. I mogę na pewno stwierdzić, że to nie przypadek, iż tłumaczenie abstraktów chemicznych nie sprawiało problemów w tłumaczeniu już w 1994 r. Bo teksty naukowe, zwłaszcza abstrakty są przewidywalne językowo.

Natomiast człowiek literacki, człowiek prawdziwie twórczy ciągle zaskakuje, ciągle trudno go ogarnąć, jest jak kot Schödingera, którego trudno uchwycić, zmierzyć, namierzyć.

Kot Schrödingera jest niewyobrażalny, bo nieuchwytny, nie tak jak ten na obrazu, drapiący ścianę ((lic. Depositphotos)

Dlatego wszystkiego najlepszego dla wszystkich tłumaczy: jesteście ciągle potrzebni, jesteście niezastąpieni, żadne maszyny nie dadzą Wam rady. Podstawowe zastosowania przejmą maszyny. Zastosowań maszynowych takich jak u Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Karla Dedeciusa, czy Stanisława Barańczaka rychło nie będzie. Kreatywność i piękno pozostaną z nami, ludźmi. Jeszcze raz: sto lat, tłumacze!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.