ABBA wydała nowy album a jej awatary ruszają w trasę koncertową. Jakie ma to konsekwencje dla kulturoznawcy?

Rośnie popularność nowego słowa: abbatary (po angielsku mogą państwo spotkać „Abbatars). Jest to złożenie pochodzące od dwóch słów: ABBA i awatar. ABBA to akronim od imion członków legendarnego zespołu szwedzkiego, który po 40 latach pragnie nas ponownie zaczarować, tak ja udało im się już całkiem niedawno w 1999 r. musicalem filmowym „Mamma Mia” z Meryl Streep w roli głównej. Ze słowem awatar wszyscy wydają się już oswojeni, bo niemal każdy ma konto na portalach społecznościowych, na których funkcjonuje takie właśnie określenie na nasze wizerunki, choć technicznie rzecz biorąc to technika Apple stworzyła ruszające się awatary dla wszystkich w swoim iOS. Tak czy owak, to że ABBATARY robią karierę jako słowo, zaś jako ludzie wystartowali w piątek w podróż kosmiczną, nie ulega wątpliwości. Album promowany przez koncerty ABBATARÓW w Londynie nosi tytuł nieco egzotycznej podróży, z francuska Voyage. Na okładce albumu składającego się tylko z 10 krótkich utworów widnieją bohaterowie w stylu kosmicznych podróżników z czujnikami na ubraniach imitującymi realne czujniki, którymi posługiwała się nowa technologia odwzorowywania w 3D ruchów ludzkiego ciała. W Londynie oprócz realnych 10 akompaniatorów wystąpią ABBATARY wzorowane na realnych ludziach ze zdjęć i filmów 1979 r. oraz realnych ludziach ponad siedemdziesięcioletnich, którzy maja nawyki ruchowe swoiste dla siebie.
ABBA była innowacyjna w przeszłości, ale przecież nie ona wymyśliła estetykę błyszczącego disco, ani nie ona wymyśliła technikę compact disc, choć to właśnie muzycy ABBA pierwszą taką komercyjną płytkę wypuścili w 1981 („The Visitors”). Wcześniej pierwsi stosowali krótkie filmiki promocyjne, które dzisiaj nazwalibyśmy wideoklipami muzycznymi.
Teraz też nie jest ABBA pierwsza w stosowaniu techniki hologramu: jak pisze w Svenska Dagbladet stale współpracujący z redakcją szwajcarski kulturoznawca z Lucerny, Thomas Steinfeld, śpiewaczka operowa Maria Callas i piosenkarka Whitney Houston, obie już zmarły, koncertowały już jako hologramy. Ta druga śpiewa obecnie w Las Vegas. Roy Orbison i Buddy Holly, również nieżyjący od wielu lat, w przyszłym roku wyruszą w trasę „Dreams”. Można powiedzieć, że osiągamy nową rzeczywistość wirtualną, o której marzy Mark Zuckerberg i przed którą przestrzegał wielokrotnie Jaron Lanier, autor takich książek jak „Dziesięć powodów, dla których powinieneś natychmiast usunąć swoje konta z mediów społecznościowych” (2018, pol. wyd. 2021), czy „Nie jesteś jakimś gadżetem” (ang. You ara not a gadget 2011) . Zuckerberg chcąc uciec przed problemami Facebooka wymyślił pojęcie Metauniwersum, choć wzbogaconą rzeczywistość już dawniej znaliśmy. Pandemia i erupcja cyfrowych zastosowań w zamknięciu wzmocniły ruch w stronę ucyfrowienia wszystkiego i — jak się okazuje — wszystkich. Bo nie ma dla mnie wątpliwości, że technika zastosowana przez ABBAtary dzisiaj zdemokratyzuje się i że wszyscy będą kiedyś mogli z niej skorzystać. Oczywiście za jakąś opłatą, najlepiej w subskrypcji.

Można się rozmarzyć, niczym Hans Castorp w „Czarodziejskiej górze” Thomasa Manna, który wciela się w czarodzieja, DJ-a serwującego muzykę z magicznego gramofonu, „harmonię dźwięków”, „dźwięki duchów”, jak nazywa to ustami Castorpa Thomas Mann. „Nie widział śpiewaków ani śpiewaczek, którym się przysłuchiwał. Ich powłoka ludzka przebywała gdzieś w Ameryce, Mediolanie, Wiedniu. Petersburgu. A niechże sobie tam przebywają, bo dali mu najlepszą swą cząstkę, swój głos… […]”.
Mann ustami narratora opowiada o wzniosłych doświadczeniach bohatera, który odkrywa pod powłoką pieśni jej podstawę: „śmierć”.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że dziewiąty album ABBA jest bardzo samoświadomy. Świadczy o tym nie tylko dialog między autorami cytowany w NYT: „Dla Anderssona wymyślanie nowego materiału Abby było mile widzianą zmianą. „Myślę, że praca tylko nad recyklingiem jest trochę nudna”, powiedział, nieumyślnie wywołując na powrót ich jedyną z Ulvaeusem niezgodność dnia – na temat jego doboru słów. Ty nazywasz to recyklingiem, ja nazywam to transcendentnym opowiadaniem historii – powiedział Ulvaeus. „Możesz się unieść, możesz robić rzeczy na innych platformach, czyli tym, czym jest „Voyage”: opowiada historię na innej platformie. Tym też jest „Mamma Mia!” – kontynuował, odnosząc się do musicalu. „To nie jest recykling”.
O samoświadomości świadczy także zakończenie albumu piękną balladą, „Odą do wolności”, muzycznie pobrzmiewającą Czajkowskim i „Jeziorem łabędzim”:
Jeśli kiedykolwiek napiszę moją
Odę do wolności
Będzie w prozie, która będzie ze mną dźwięczeć.
To byłaby prosta
Oda do wolności
Nie pretensjonalna, ale z godnością
Chciałbym myśleć, że wolność jest
Czymś więcej niż tylko hasłem
W wielkim i napuszonym języku
Ody do wolności często pozostają nieusłyszane
Jeśli kiedykolwiek napisałbym moją
Odę do wolności
Będąc uprzywilejowanym i rozpieszczanym przez kaprysy
Wtedy obawiam się, że
Byłbyś podejrzliwy
Względem sprawy, której użyczam głosu
Jest nieuchwytna i trudna do uchwycenia
To ulotna rzecz
Dlatego nie ma naprawdę wartej zapamiętania Ody do Wolności
Chciałbym, żeby ktoś napisał Odę do wolności, którą wszyscy moglibyśmy zaśpiewać
Mam mieszane uczucia względem ABBA i jej awatarów: z jednej strony przypominają mi dzieciństwo, koncert z 1976 r. w Studiu 2 w reżimowej TVP. Z drugiej, świetną Meryl Streep w Mamma mia. Ale ta podróż, którą sobie fundują, to wyniesienie w kosmos muzeum przypomina niestety Muzeum Figur Woskowych, o których Artur Schopenhauer pisał, że są skrajnym przeciwieństwem wzniosłości prawdziwej sztuki. Znacznie bardziej chyba do mnie przemawia Muzeum Niewinności Orhana Pamuka niż Muzeum Abby w Sztokholmie, choć na pewno, kiedy bym się tam znalazł, chciałbym je obejrzeć.
Nie mogę zapomnieć zakończenia Czarodziejskiej góry — wcielenia do wojska Hansa Castorpa i wysłania go na front I wojny światowej. Zachwyty Castorpa nad gramofonem stały się dla niego fatalnym zauroczeniem. Odkrył dzięki nim śmierć…. Taka nostalgia jest także widoczna w całym przedsięwzięciu ABBAtarów… Przykro jest i niezręcznie to napisać, ale oni jakby żegnali się przed odlotem w kosmos. Tak kończy się pewien świat. Czy zaczyna nowy?

Artykuł w innej wersji ukazał się 12 listopada w Gazecie Wyborczej jako „ABBAtary lecą w kosmos. Tak kończy się pewien świat. Czy zaczyna nowy?”