Nie, nie propaguję wizjonera, terrorysty i krytyka społeczeństwa technologicznego — Kaczyńskiego

Nie jest to moją intencją. Miał on niewątpliwie wiele ciekawych spostrzeżeń na temat szalonych elementów naszej współczesnej cywilizacji technologicznej, wykorzystującej naturę i zwierzęta w sposób bezwzględny, krytykował społeczeństwo na prawo i lewo, jego atak miał uderzać przede wszystkim w tzw. lewactwo, ale dostawało się także tzw. konserwatystom za wspieranie postępu technologicznego i wzrostu gospodarczego za wszelką cenę. Kaczyński jednak uderzał w świat nauki i technologii całkiem realnie, bombami. Teodor Kaczyński był nazywany UNABOMBEREM, bo atakował świat uniwersytecki, z którego się wywodził.
Jeśli spojrzeć na jego manifest opublikowany pod wpływem terroru w Washington Post przed dokładnie ćwierćwieczem (sic!) 22 września 1995 r., (oryginał tutaj na stronach the Washington Post, po polsku opublikował rzecz Krzysztof Kłopotowski tutaj) to niektóre sformułowania muszą zabrzmieć proroczo. Dlatego niektórzy widzą w nim patrona radykalnych ekologów. I zrównują jego twórczość z takimi tuzami myśli jak George Orwell.
Jak zauważyła ostatnio młoda szwedzka kulturo- i literaturoznawczyni z Cambridge Josefin Holmström na łamach Svenska Dagbladet sprawa postępu cywilizacyjnego w okresie pandemii i katastrofy klimatycznej jest co najmniej wątpliwa, jeśli nie jest wprost po prostu fałszywą utopią. Już w 1932 roku brytyjski psychoanalityk David Eder w eseju „Mit postępu” pisał, że wedle tego mitu nasza cywilizacja zawsze będzie podążać w pożądanym kierunku. Jak dobrze to wiedział Leszek Kołakowski w pracy pt. „Obecność mitu”, mit jest konieczny ludzkości, ale jest on także ostatecznie koncepcją religijną.

Josefin Holmström pisze przekonująco, że „mit postępu to mit ludzkiej niezależności i samowystarczalności, kojarzony w naszych czasach być może szczególnie ściśle z triumfalizmem lat 90.”
Idea postępu jest znacznie starsza, wywodzi się z końca XVII wieku, a nazwana została przez historyka z Cambridge Herberta Butterfielda w książce „The Whig Interpretation of History” z 1931 r.
Oczywiście, Steven Pinker pokazuje, że postęp medycyny i innych naukowych odkryć związanych z jakością życia jest całkiem realny. Ale faktycznie jedną z pięt Achillesowych jego koncepcji jest niewielkie odniesienie do katastrofy klimatycznej oraz ciągłe jednak pozytywne waloryzowanie humanizmu. Jakby nie zauważał zupełnie rysującego się post-antropocenu. Tylko, co się wyłoni po panowaniu człowieka? Czy tak, jak chce Ted Kaczyński: technologiczny system, który zapanuje nad światem zupełnie?

Holmström pisze: „Dziś mamy penicylinę i wiemy, że lekarze powinni myć ręce […]. W krajach rozwijających się spada ubóstwo i umieralność dzieci; więcej może się nasycić; więcej dzieci chodzi do szkoły; mniejszości, które wcześniej były prześladowane, mają teraz prawa. [Kaczyński nie byłby zadowolony, dop. JP] […] Korzyści materialne to nie wszystko. Kapitalizm i liberalizm mogły uczynić życie lepszym pod kilkoma względami, ale miały również konsekwencje w postaci zwiększonego indywidualizmu i samotności, duchowego ubóstwa i zepsucia kulturowego, a także utowarowionego spojrzenia na człowieka.”
Nie tylko „Unabomber” miał zastrzeżenia do społeczeństwa technologicznego. Wśród bardziej znanych dysydentów jest także znacznie bardziej czysty fiński filozof Georg Henrik von Wright, który przez długi czas kwestionował wiarę w postęp technologiczny. W wywiadzie prasowym fińska badaczka-filozofka Nora Hämäläinen urodzona w 1978 r., badaczka etyki w Centrum Etyki o nazwie Studium Wartości Ludzkiej na Uniwersytecie w Pardubicach w Czechach oraz profesorka nadzwyczajna filozofii na Uniwersytecie w Helsinkach komentuje, że to przesąd wierzyć, że „technologia rozwiąże wszystkie nasze problemy, abyśmy nie musieli przygotowywać się do zmiany naszego stylu życia”. Jak wskazuje Holmström taki przesąd może powodować, że „woli się czekać na nowe paliwo lotnicze, nowe rozwiązania w zakresie energetyki jądrowej, coś, co nadejdzie, nie wiadomo kiedy.” Nie robić nic, żeby nie musieć się zmieniać.

Nie jest także żadnym rozwiązaniem powrót do średniowiecza, kiedy także wierzono w postęp, tyle że objawienia chrześcijańskiego. I to pomimo to, iż w istocie ewangelicznego przesłania jest „również zrozumienie, że jako istoty ludzkie możemy łatwo cofnąć się i popaść w destrukcyjne zachowania. To, co nowe, niekoniecznie jest lepsze.”
Holmström kończy swoje rozważania ciekawą refleksją: „Nikt tak naprawdę nie wie, co będzie dalej, ale rok 2020, rok pandemii, dyktatur i kryzysu klimatycznego, daje nam powód, by poważnie zastanowić się, jak myślimy o świecie, o sobie i o sobie nawzajem – i co naprawdę oznacza postęp.”
Jedną z najbardziej wpływowych idei XX wieku była edukacja progresywna. Część z niej wywodzi się z idei pragmatystycznego filozofa amerykańskiego Johna Deweya, który w książce „Demokracja i edukacja. Wprowadzenie do filozofii edukacji” z 1916 r. dał wyraz swoim ideałom edukacyjnym. W jakiejś mierze miał oczywiście słuszność, że dzieci powinny się uczyć w szkole poprzez działanie, perfomatywność i cielesność znajdują dzisiaj wielkie wsparcie w naukach kognitywnych. Dlatego jego idee, żeby np. uczyć się poprzez np. uprawianie ogrodu, co stanowiło pewną drogę w postępie ludzkości do cywilizacji, wydają się dzisiaj także słuszne.
Jednak rację mają także i Ci twierdzący, jak Polito, (Polito, Thodora. „Educational Theory as Theory of Culture: A Vichian Perspective on the Educational Theories of John Dewey and Kieran Egan”. Educational Philosophy and Theory 37, nr 4 (2005).), że te idee nie doceniają np. wykształcenia klasycznego, np. nauki języków, retoryki itd. A tutaj powinno się znaleźć balans. Bo w kulturze oralności, kulturze klasycznej, opartej w dużej mierze na metaforze i estetyce jest olbrzymi potencjał także. Dlatego potrzebna jest równowaga. Nie można po prostu negować całej kultury oświecenia, nowoczesności wspierających technologię i wyzysk. Negujmy absurdy nowoczesności prowadzące nas do katastrofy, ale też zobaczmy, że dobre strony i zastanówmy się nad poważniejszą korektą w naszym projekcie antropocenu: zapędziliśmy się. Choć wizjoner-terrorysta Kaczyński też się zapędził w metodach rozgłaszania swoich, skądinąd, czasami słusznych idei. Nie odrzucajmy nauki, bo prowadzi często do zbrodni oraz nie odrzucajmy humanistyki i języków, bo mogą też być wykorzystywane do niecnych celów. Racjonalność i dobro potrzebują obu.