
Z listą czasopism zostaliśmy jak ten Himilsbach z angielskim…
Posłuchaj podcastu tutaj albo tutaj na YouTube
Marzec 1665. Połowa XVII wieku. Narodziny nowożytności… porównywalne z narodzinami sfery publicznej, o której pisał niemiecki filozof Jurgen Habermas.
„Philosophical Transactions” to pierwsze i najdłużej wydawane czasopismo naukowe na świecie. Zapoczątkował je w marcu 1665 Henryk Oldenburg (ok. 1619-1677), pierwszy sekretarz Królewskiego Towarzystwa Naukowego, który pełnił funkcję wydawcy i redaktora.
Jestem redaktorem czasopisma naukowego już od kilkunastu lat, jestem też redaktorem naczelnym. Zaszczytna i prestiżowa funkcja. Zwłaszcza jeśli zestawić z ten fakt z tym legendarnym początkiem czasopiśmiennictwa naukowego.
Czasopisma były wytworem mediów. Tym konkretnym medium stwarzającym je był druk na papierze. Nawet praca naukowa opublikowana w czasopiśmie w języku angielskim nosi nazwę taką samą jak nośnik medium: „paper”. „A paper on paper”.
Od czasu „Struktury rewolucji naukowej” Thomasa Kuhna wiemy, że naukach przyrodniczych najważniejsze sprawy dzieją się w artykułach, nie książkach. Artykuły te w niektórych dyscyplinach miewają bardzo krótki format np. 4-7 stron.
W naukach przyrodniczych publikacje książkowe są albo dla emerytowanych profesorów, albo dla popularyzatorów. Inaczej dla humanistów: format książki umożliwia i wymaga kompletnie różnych kompetencji i umiejętności, które mogą się ujawnić właśnie w formacie książki.
Od długiego czasu naukowcy korzystają z dobrodziejstw publikacji online, w Internecie. Mało tego, coraz większym wzięciem cieszy się idea otwartości, co za tym idzie, żeby zapoznać się z pracą naukową wystarczy odnaleźć w otwartym dostępie artykuł w formie elektronicznej, o który idzie. Czasami od lat 80-tych XX jeszcze wieku niektórzy autorzy publikowali w otwartym dostępie swoje artykuły w wersji, które wysyłali do czasopism. Wersja opublikowana często różniła się od takiej wersji, ale jeśli ktoś miał szczęście, niekoniecznie różnice musiały być duże. Dobra nauka za darmo w zasięgu ręki dla każdego.
Wraz z rozwojem idei otwartości i wraz z rosnącymi rozmiarami wielkiego magazynu danych, jakim jest między innymi Internet, pojawiła się idea publikacji danych badawczych. I tutaj zarysowuje się jednocześnie wielka perspektywa rozwojowa i zarazem problem. Wiele artykułów naukowych mogłoby być lepiej ocenionych, gdyby zarówno recenzenci, jak i konkurenci mięli dostęp do danych badawczych. (Wielu oszustw także można byłoby uniknąć.)
Dlatego między innymi pojawiła się dzisiaj na stronach brytyjskiego „Guardiana” propozycja młodego psychologa z Londynu, aby „odesłać na emeryturę” pojęcie artykułu naukowego i zastąpić go pojęciem „internetowej strony z notatnikiem, łączącej dane, kod i interpretację. (Ritchie, S. (2022, kwiecień 11). The big idea: Should we get rid of the scientific paper?
Stuart Ritchie argumentuje, że „osiągnęliśmy zdumiewający postęp w tak wielu dziedzinach nauki, a mimo to nadal grzęźniemy w starym, wadliwym modelu badań publikacyjnych.” Dodaje, że niektóre dziedziny nauki już zmierzają w kierunku, który tu opisał: używania katalogów (repozytoriów) internetowych zamiast czasopism – „żywych dokumentów zamiast żywych skamieniałości.”
Autor wystąpienia kończy wezwaniem: „Czas, aby reszta nauki poszła w ich ślady.” Stuart Ritchie jest psychologiem i wykładowcą w Centrum Psychiatrii Społecznej, Genetycznej i Rozwojowej w King’s College London.
Problemów jest wiele, najważniejsze widzę trzy: 1) dane badawcze np. w medycynie to kompletnie różna sprawa od danych badawczych np. w archeologii czy — nie przymierzając — badaniach nad kulturą; to generuje inne problemy, także metodologiczne, istnieją metody ilościowe i jakościowe np.; 2) dane badawcze różnych rozmiarów muszą być składowane na serwerach, których utrzymanie nie jest darmowe, potrzeba też rosnących lawinowo hipergigagodzin energii do utrzymania i chłodzenia tych serwerowni; to z kolei nasuwa pytania o źródła finansowania takich „publikacji”; 3) format artykułu wykuwany przez stulecia to pewna kultura myślenia i argumentacji; wiedzą o tym świetnie użytkownicy języka angielskiego, przyzwyczajeni do dyscypliny komponowania. Każda dyscyplina ma tutaj nieco inne standardy.
Propozycja Stuarta Ritchiego– tyleż rewolucyjna, co oczywista i stwierdzająca pewien stan rzeczy w wybranym wycinku rzeczywistości — wysłania na emeryturę artykułu naukowego — stawia polską reformę Gowina jakby w dziwnym świetle: ta polska punktoza, ocena dorobku naukowego i jakości pracy naukowej jednostek na podstawie opublikowanych głównie artykułów we wskazanych przez ministerstwo czasopismach to jakby „Himilsbach z angielskim, jak ten…”
Lista czasopism została kompletnie skompromitowana przez ręczne „korekty” Czarnka. Nie dość, że już lista Gowina była wadliwa, to na dodatek jej podstawa ideowa okazuje się anachroniczna… nijak manipulacje Czarnka tego nie niwelują. Wrażenie Himilsbacha pozostaje w mocy.