Kultura, głupcze! Kultura, literatura, historia i prawo. Także teologia. Nade wszystko jednak — konstytucja!
Borys Budka ogłosił w magazynie Gazety Wyborczej, że nie jest rewolucjonistą i że jest pewien wygranej przy urnach. Ale przy tej okazji określił także swój pogląd na naukę:
„– Musimy wykorzystać potencjał naszych naukowców w gospodarce. Nauka musi mieć powiązanie z biznesem. Ale jeżeli słyszę, że PiS chciałby, żeby stopnie naukowe można było zdobywać na podstawie artykułów publikowanych w czasopismach religijnych, to jest to powrót do średniowiecza.
My wciąż na naszych uniwersytetach mamy kierunki, które – mówiąc delikatnie – odbiegają od oczekiwań nowoczesnego państwa. No, nie bójmy się powiedzieć, że państwo finansuje naukę ludzi, którzy po tych studiach nie będą mieli zatrudnienia.
A dokładniej?
– Chociażby wydziały teologiczne. Czy historyczne.
Historyczne chyba są ważne?
– Ale w odpowiedniej proporcji. Nie da się wyłącznie na studiach historycznych budować nowoczesnego państwa.”
Nie wypada mi się sprzeczać z prawnikiem i ekonomistą, przewodniczącym największej jeszcze partii opozycyjnej (choć przecież to tylko sondaże), na którą głosowałem kilkakrotnie w swoim życiu. Jednak muszę niestety stwierdzić, że dr ekonomii w tym momencie chyba wygrał walkę w Borysie Budce z prawnikiem z wykształcenia i wykładowcą uniwersyteckim z dziedziny prawa finansowego. Muszę jednak przywołać fakt, iż historycznie rzecz biorąc – o horrendum – to nauki prawne i teologiczne oraz medycyna tworzyły uniwersytet w średniowieczu. Więc, gdyby tak chcieć wyrzucić wszystko, co ze średniowieczem w naszym życiu jest związane, to prawo także…
No ale pewnie dr Borys Budka odwołuje się do nowoczesnego uniwersytetu tzw. Humboldtowskiego, nowoczesnego, pooświeceniowego projektu, który do dzisiaj jest w niektórych miejscach na świecie niezakończony. W takim uniwersytecie dużą rolę odgrywały nauki przyrodnicze, badanie naukowe, empiria, autopsja stały się wtedy właśnie czymś fundamentalnym. W oświeceniu narodziło się myślenie konstytucyjne. Jednak — wiem to z historii — wtedy właśnie także rosła rola namysłu historycznego nad dokumentami, wtedy dopiero dotarło do ludzi coś, co przyjmujemy za pewnik, że historia to jest pewien proces, w którym rolę odgrywają nie tylko twarde fakty ekonomiczne, ale także interpretacje i kultura.

Zgadzam się, że pomieszanie z poplątaniem w postaci połączenia ministerstw nauki i szkolnictwa wyższego z ministerstwem edukacji narodowej oraz ucieleśnienie tego połączenia w figurze ministra — nomen omen — Czarnka — zaowocowało takim postrzeganiem teologii i historii, że historia i teologia to propaganda narodowo-katolicka oraz propaganda nacjonalistyczna IPN, ale na całym świecie przecież stopnie naukowe zdobywa się także w teologii, choć prawdą jest, że tylko w krajach fundamentalizmu religijnego, ta teologia jest monologowa i przywiązana do jednej religii i jednego wyznania.
Ale jest też w wypowiedzi Borysa Budki ten szczególny ton, który wynika z przesądów, a nie z badań naukowych. No bo z jakimi badaniami mamy tutaj do czynienia: „państwo finansuje naukę ludzi, którzy po tych studiach nie będą mieli zatrudnienia.”? Czyż nie jest to słynna teza Prezesa PZU Andrzeja Klesyka z 2012 roku o uczelniach jako „fabrykach bezrobotnych”? Gdzie są badania naukowe na ten temat? I czyż nie jest to to samo, kiedy w innym liście profesor fizyki stwierdził, że młodzi ludzie zostali oszukani, bo nie są gruntownie wykształceni?

18 marca 2021 w Times Higher Education zabrał głos po raz kolejny wieloletni rektor i były minister nauki w Wielkiej Brytanii prof. David Willets, także autor dużej i ważnej książki o uniwersyteckim wykształceniu: „Wyniki zatrudnienia absolwentów są oczywiście kluczowe. Musimy jednak uważać, jeśli chodzi o ocenianie kursów i instytucji na podstawie kilku przydatnych, ale wprowadzających w błąd wskaźników”.
Dalej Willets pisze, a wie o czym, bo jest bardzo doświadczonym edukatorem i politykiem: „Uważam, że koncepcja „nadmiernego” wykształcenia [absolwentów] jest odstraszająca […]. [Jednak] […] wszyscy jesteśmy niedokształceni. Zawsze jest więcej do nauczenia się i więcej do zrozumienia. Wartość edukacji wykracza poza korzyści ekonomiczne – chociaż istnieją uzasadnione pytania dotyczące najlepszego wykorzystania środków publicznych. Co więcej, ma znaczenie, czy absolwenci, a nawet osoby niebędące absolwentami, są nieszczęśliwi w swojej pracy, co dotyka głębszych kwestii ludzkiej samorealizacji i rozkwitu [osoby].”
Potem Willets powołuje się także na badania naukowe z 2016 roku opublikowane w Oxford Review of Economic Policy, autorstwa ekonomistów Francisa Greena i Golo Henseke, którzy wykazali, „że nawet jeśli absolwentom nie udaje się zdobyć pracy wymagającej wysokich kwalifikacji i są z tego niezadowoleni, nadal cieszą się „znaczącą alternatywną korzyścią ze szkolnictwa wyższego… w tym lepszym ogólnym samopoczuciem i większymi korzyściami zewnętrznymi dla reszty społeczeństwa ”.”
Bardziej wykształceni nie są wcale nieszczęśliwi, choć nie są może do końca zadowoleni z pracy. To powoduje różne procesy społeczne. Bardziej wykształceni mogą na przykład przemówić nagle po francusku, innym razem po niemiecku. W obcych językach, ale ileż w tym wartości…
Na dodatek jesteśmy w przełomowym czasie, w którym powstaje mnóstwo nowych zawodów, do których nie sposób przygotować, bo są one po prostu nowe. Wyższe wykształcenie jest kluczowe dla przyszłości. Upraszczające i spłaszczające oraz nienaukowe podejście do wyższego wykształcenia (nie zdobywania wiedzy…, bo ta jest dzisiaj wszędzie) jest krótkowzroczne. I prowadzi ludzi na manowce.
Kiedyś spotkałem się na debacie na temat protestów ulicznych i ich roli z Borysem Budką. Wtedy liczyły się wartości konstytucyjne, wtedy było ważne to, że są w Polsce ludzie, którzy mówią nie kłamstwu i jawnemu bezprawiu. Dzisiaj na całym świecie wiadomo, że w Polsce nie jest tak łatwo, jak było łatwo na Węgrzech, jeśli idzie o łamanie obywatelskiego ducha i wprowadzenie dyktatury. Boję się myślenia krótkowzrocznych ekonomistów, dla których krótkotrwały zysk jest głównym parametrem oceny. Czyż nie taka krótkowzroczność i chciwość zarządzających doprowadziła do kryzysu ekonomicznego 2008 roku? Czyż nie taka krótkowzroczność jest także odpowiedzialna za kryzys klimatyczny? Potrzeba przecież wizji i determinacji, żeby wygrywać maratony? (a Budka jest maratończykiem).
Kiedyś napisałem książkę o kulturze zatytułowaną „Literatura, głupcze”. Chciałbym teraz ją przywołać, bo nadal są ludzie, którym się wydaje, że beznamiętnością i kasą zdobywa się władzę. PiS przekonuje, że cynizm i kasa faktycznie działają. Ale ja będę ciągle żądał niemożliwego i chciałbym jednak rewolucji. Bo to George Orwell z 1984 r., — dzieło literackie –, przekonywało mnie jako nastolatka w latach 80-tych XX wieku, żeby występować przeciwko PRL-owi, w którym ministerstwo propagandy nazywało się Ministerstwem Prawdy.

PS. Wpis w zmienionej formie ukazał się 21.03.21 w Gazecie Wyborczej.
Polacy, jako jedyni chyba na tym globie, uzywaja terminu „kultura” bez towarzyszacego mu przymiotnika. Jaka kultura ? Ktora kultura ?
PolubieniePolubienie
Można podać bardzo wiele przykładów użycia słowa kultura bezprzymiotnikowo na całym świecie. Całe tomy. Filozofowie kultury, teoretycy kultury i antropolodzy kultury nie są od jakiejś kultury, tylko od kultury w ogóle, bo to jest problem teoretyczny, ale i praktyczny. Dziękuję za komentarz, ale wydaje mi się, że wynika z nieporozumienia
PolubieniePolubienie