
Minister Czarnek zasłużył na pochwałę? 30 listopada Times Higher Education opublikowało opinię afiliowanej w University of Bedfordshire, Luton, United Kingdom, uznanej autorki książek filmoznawczych Agnieszki Piotrkowskiej na temat jednej z ostatniej inicjatyw ustawodawczych ministra Czarnka (projekt nowelizacji Ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce z dnia 28.01.2020 r) . Nie zamierzam sprzeczać się z intencjami autorki dotyczącymi obrony praw kobiet i wolności w Polsce. Są one mi bliskie. Wiele razy dawałem temu świadectwo.
Artykuł jest jednak bardzo łaskawy w ocenie ministra oraz jego opinii i inicjatyw. I z tym wyłącznie chciałbym polemizować, bo wydaje mi się, że owa łaskawość szanownej Autorki wynika z nieporozumienia. Artykuł ma co prawda tytuł wskazujący na polityczne podporządkowanie polskich uniwersytetów (w wolnym tłumaczeniu: Polskie uniwersytety balansują na linie trzymanej przez polityków), jednak podtytuł obwieszcza: „list ministerialny daje nadzieję”, zaś całość kończy się niezwykle optymistycznym wręcz wezwaniem Autorki do ministra: „Można mieć tylko nadzieję, że jego [min. Czarnka] następny ruch poprowadzą autentyczne starożytne cnoty odwagi i mądrości.”
Autorka przywołuje w artykule niezidentyfikowane bliżej wypowiedzi feministek polskich, które „muszą szeptać, że są feministkami” na uczelniach, które wzywane są do dziekanów na „rozmowy ostrzegające”.
W pełni się zgadzam, że takie sprawy mogą mieć miejsce, choć na pewno nie na moim Wydziale. Ultrakonserwatywny rząd polski ewidentnie pragnie cofnięcia Polski do czasów przedoświeceniowych, zwalcza aktywnie wszystko, co kojarzy się z modernizacją (może poza prymitywnym kultem paliw kopalnych, które mocno wpisują się w interesy gospodarcze tego rządu). Walczył z kobietami na ulicy podczas strajku kobiet prymitywnymi oddziałami policji uzbrojonej w specjalne pałki teleskopowe. Znam osobiście ofiary prześladowań ulicznych tego rządu. Zatem jednoznacznie trzeba podkreślić: rząd PiS walczy z prawami kobiet, walczy z prawami reprodukcyjnymi, ostatnie protesty uliczne z początku listopada 2021 r. świadczą o tym bardzo wyraźnie, a nastąpiły one po śmierci 30-letniej Izy z Pszczyny, której odmówiono aborcji w obawie przed prześladowaniami zdominowanej przez polityków prokuratury.
I tutaj jest bardzo ważna sprawa, która może umknąć ludziom niezorientowanym w sytuacji w Polsce: rząd argumentuje, że lekarze mogli ratować kobietę, bo regulacje prawne tego nie zabraniają. Lekarze natomiast mówią, że tak jest tylko literalnie, natomiast w praktyce obowiązuje zasada: „życie płodu najważniejsze” bez względu na okoliczności. Mamy więc do czynienia z autocenzurą działań lekarzy. Podobnie jest z feminizmem na uczelniach: ma się on w Polsce bardzo dobrze, osobiście znam bardzo wiele działaczek-profesorek feministek. Wielu moich studentów to także feminiści/feministki, wielu to ludzie LGBT+. Także z mojego wydziału na Uniwersytecie Łódzkim. Nie przeczę jednak, że atmosfera zastraszania kolejnych grup społecznych: sędziów, prokuratorów, lekarzy, nauczycieli i wielu, wielu innych przenosi się do pewnego stopnia także na uczelnie. Jednak zasadniczo uczelnie polskie stanowią póki co jeszcze jeden z nielicznych bastionów wolności, choć odbieranej na przykład wszechwładzą rektorów. Ale wolność słowa na uczelniach nie jest zagrożona prawem. Choć zastraszanie postępuje.
Świadczy o tym także rozwój wypadków w autokratycznie zarządzanym uniwersytecie rodzimym pana ministra Czarnka, to znaczy KUL, w którym ma miejsce obecnie postępowanie dyscyplinarne względem prof. ks. Alfreda Wierzbickiego, m.in. za jego etyczne wsparcie konkretnej ofiary prześladowania grupy ludzi LGBT+. Paradoksalnie można powiedzieć, że Katolicki Uniwersytet Lubelski prześladuje katolika i chrześcijanina ks. Wierzbickiego. Gdyby któryś uniwersytet zechciał na przykład przyznać tytuł Doctora Honoris Causa ks. Wierzbickiemu, to atmosfera spowoduje, że nikt teraz się nie wychyli. Postępowanie takie może zostać autocenzurą zduszone w zarodku.
Autocenzura działań i słów jest pokłosiem działań rządu na różnych płaszczyznach, ale nie wynika z regulacji prawnych. Po prostu w Polsce nikt z rządu już nie przestrzega prawa, praworządność przestała być kompasem działań od 2015 roku, tj. wyboru Prezydenta Andrzeja Dudy.
O tym że obecne prawo w Polsce jest wystarczające, jeśli idzie o obronę wolności słowa przekonywali ostatnio także rektorzy uczelni polskich stowarzyszeni w KRASP. (Uchwała Komisji ds. Komunikacji i Odpowiedzialności Społecznej wyrażająca opinię o braku konieczności powołania „KOMISJI DS. WOLNOŚCI SŁOWA W SYSTEMIE SZKOLNICTWA WYŻSZEGO I NAUKI” opublikowana już w lutym 2021r). Mimo że rektorzy w Polsce boją się ministra, to w tym punkcie zachowali swoją autonomię.
W tle tego sporu z ministrem Czarnkiem jest cały czas słynna sprawa postępowania dyscyplinarnego przeciwko zatrudnionej w Uniwersytecie Śląskim prof. Ewie Budzyńskiej profesorce socjologii otwarcie promującej wedle studentów homofobię. I oto chodzi ministrowi Czarnkowi, nie o obronę wolności słowa, tylko o obronę ”światopoglądów i mniemań”, które mają być głoszone także na uniwersytetach. Nowe regulacje, innymi słowy mają wpuścić kreacjonistów, płaskoziemców, antyszczepionkowców i homofobów na uczelnie. I ich odważyć. Temu także służy sojusz ministerstw rządu PiS z ultraprawicową organizacją Ordo Iuris, której związki z Rosja wykazywano wielokrotnie w wielu miejscach (zob. np. publikacje Tomasza Piątka od 2017 r).
Dlatego jeśli komuś życzę odwagi i mądrości to wszystkim zatrudnionym w uczelniach w Polsce, nie ministrowi. Odwagi głoszenia swoich poglądów tak jak np. Prof. Inga Iwasiów z Uniwersytetu Szczecińskiego, uznana pisarka, feministka, aktywistka uliczna. Prawo w Polsce działać nie zabrania. Konkretni ludzie natomiast głoszą nienawistne hasła i próbują zastraszać całe grupy społeczne. Farmy hejterskie odkryto w swoim czasie także w ministerstwie sprawiedliwości. Polska brunatnieje. Odwagi! Ale nie dla tych co stukają wysokimi butami…
PS. Tekst w zmienionej wersji ukazał się w Gazecie Wyborczej 2 grudnia 2021