Losowa rekrutacja na studia? Ciekawe

Znów głośno o Michealu Sandelu. Wczoraj można było znaleźć wywiad z nim w brytyjskim Guardianie, dzisiaj — wywiad z nim w Times Higher Education.

Michael J. Sandel to amerykański filozof polityczny na Uniwersytecie Harvarda (Mass.,USA) w tamtejszej Szkole Prawa (istniejącej od 1817 r.).

Michael Sandel wg By Me Judice – https://www.youtube.com/watch?v=klrLih-SujU, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=20449527

W swoim czasie było bardzo o nim głośno za sprawą słynnego kursu Sandela pt. Sprawiedliwość. (W Polsce wyszła też jego książka o takim tytule: Sprawiedliwość: jak postępować słusznie? Warszawa 2020). Autor święcił prawdziwe triumfy nie tylko z powodu „gwiazdorskich” umiejętności wykładowych, ale też dlatego, że jego wykłady stały się pierwszym kursem uniwersyteckim dostępnym swobodnie w internecie i telewizji. Kurs obejrzało miliony ludzi z całego świata. Wcześniej Sandel stał się znany jako krytyk innego słynnego filozofa Johna Rawls, który w „Teorii sprawiedliwości” położył podwaliny pod współczesną teorię liberalną i zwłaszcza ideę bezstronności. Sandel poddał krytyce tę teorię w 1982 r. W swojej pierwszej książce Liberalism and the Limits of Justice.

W swoje właśnie zapowiedzianej książce „The Tyranny of Merit” Sandel odpowiada na nurtujące wielu intelektualistów pytanie: skąd się wziął wzrost popularności populistów na całym świecie. Jego główna teza brzmi, że swoisty odwet popularności (ang. backlash) populistów wziął się z chęci rewolty przeciwko tyranii idei związanych z mniemanymi indywidualnymi zasługami. Nie sposób tutaj streszczać całej tej koncepcji, ale cała tradycja indywidualizmu zachodniego musiałaby stanowić kontekst dla tej koncepcji rewolty: wszystkie te opowieści o amerykańskim śnie, od pucybuta do milionera mają w kontekście także wypowiedzi np. Transcendentalistów na temat polegania na sobie jako najważniejszej cnocie, do której powinien dorastać każdy człowiek. Jeżeli polegamy na sobie, to wszystkie nasze sukcesy biorą się z naszego własnego wysiłku.

I w tym miejscu mamy bardzo ciekawą koncepcję edukacyjną, bo wedle Sandela właśnie edukacja stanowi podstawową kwestię: przez dekady rosło w społeczeństwie amerykańskim przeświadczenie, że Ci co osiągali sukces, czynili to dzięki indywidualnym zasługom, zwycięzcy są po prostu lepsi, zaś przegrani są dlatego przegrani, że sami są sobie winni.

Na wszystkie bolączki współczesnego świata powierzchownie myślący demokraci mówią: wszystkiemu winien jest brak edukacji. Edukacja, edukacja, edukacja.

Ale sęk w tym, że system elitarny, który funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych, oparty na rywalizacji zasług, ale także olbrzymich pieniędzy, jest samopowielający się: bogaci stają się bogatsi, biedni, nadal są biedni.

I tutaj pojawia się pomysł: losowanie.

Kulki losowe (lic. Depositphotos)

„Harvard i Stanford University otrzymują każdego roku około 40000 chętnych aplikantów na 2000 miejsc na studiach. Chociaż profesor Sandel przyznał, że niektórzy z tych kandydatów będą musieli zostać wyeliminowani, uważa jednak, że „większość może poradzić sobie całkiem przyzwoicie”. Zamiast poświęcać olbrzymie wysiłki na wyłonienie najlepszej grupy, dzięki uporczywie nieprecyzyjnej nauki [„kryteriów”], najlepsze uniwersytety powinny po prostu losować kandydatów spośród puli wykwalifikowanych kandydatów. Wprowadzenie elementu przypadku, jak to ujmuje w swojej książce, powinno pomóc „ukarać pychę zasługi”.

Bowiem „świat „zwycięzców i przegranych” to także świat „pychy i upokorzenia”.” Jeżeli pozwolić na upokarzanie, to nie ma się co dziwić, że populiści w stylu Donalda Trumpa wygrywają.

Myślę, że te konstatacje są także ważne w innych częściach świata, gdzie wprowadza się także elitarne systemy (zob. Reforma Gowina w Polsce z tzw. Uczelniami badawczymi).

Komentarz Matthew Reisza z Times Higher Education jest dość zachęcający: „To prowokacyjny pomysł, ale jak poważnie profesor Sandel chciał, żebyśmy go potraktowali?”

Sandel miał odpowiedzieć: „Nie uważam tego za czysto nonszalancką sugestię” – odpowiedział.”

Ponoć w latach 60tych Stanford chciał podobną „loterię zakwalifikowanych” wprowadzić, jednak tamtejszy prorektor czy dziekan się sprzeciwił. „W międzyczasie profesor Sandel chciałby pilnej „debaty na temat tego, jak obecna polityka przyjęć na uniwersytety wzmacnia szersze społeczne nastawienie do wygrywania i przegrywania”. Ciekawe. Może warte zastanowienia u nas? To znaczy należałoby odejść od konkursu świadectw na rzecz losowania… Przynajmniej w części… może udałoby się wyrównać szanse tych, co zawsze na straconych pozycjach ze względu na pochodzenie? Ja wiem, że to pachnie „punktami za pochodzenie”, jednak „losowość” ogranicza te skojarzenia. Warte przemyślenia/

Nowa propozycja systemu rekrutacji wg Michaela Sandela
Rzut kośćmi — symbol losu i ryzyka

Jedna uwaga do wpisu “Losowa rekrutacja na studia? Ciekawe

  1. Na pewno ograniczyłoby patologię startowania we wszystkich konkursach, żeby uciułać punkty. Dzieci są tresowane przez rodziców, żeby spełniać ich oczekiwania edukacyjne. Piszę to jako rodzić, który próbuje ograniczać presję, ale często jednak ją wywieram (potrzebnie? niepotrzebnie? tego nie wiem).

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.