Kultura uniwersytetu w erze cyfrowych rewolucji

Zapis planu wystąpienia (15 minut) na uroczystej Inauguracji roku akademickiego 2019/2020 dnia 27.09.2019; Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny, Uniwersytet Łódzki.

Punkt

Prawda i wolność. Prawda i wolność. Prawda, wolność, ciało. Prawda, wolność, ciało…

Pra-wda-wol-ność-cia-ło… prawdawolnośćciało

To jest Moja niewyczerpana oda do Radości

Koniec wykładu. Możecie iść. Idźcie i głoście światu. Żartuję.

Dzień Dobry! Witam wszystkich studentów na jednym z najlepszych polskich uniwersytetów, na jednym z najlepszych wydziałów Uniwersytetu Łódzkiego. W pewnym sensie, w podwójnym sensie, jest to mój powrót tutaj. Kiedyś także i tutaj studiowałem. Dziękuję za zaproszenie Panu Dziekanowi prof. Rafałowi Materze. Wielki zaszczyt i przyjemność.

Nie bez przyczyny Prawda i Wolność są wypisane na naszych, uniwersyteckich sztandarach. To jest jak „wolność, równość, braterstwo” z rewolucji francuskiej. Albo uliczne „wolność, równość, demokracja”… To jest sztandar jak znak gwarancji jakości ISO.

Prawda i wolność – bardzo wzniośle, podniośle, a po łacinie Veritas et Libertas wręcz pompatycznie, jeśli nie bombastycznie. Dlatego kusiło mnie, kusi mnie nadal, uległem tej pokusie, aby dodać – ciało…. Ciało – działanie.

Ciało to waga, ciało to ból, ciało to empatia, ciało to działanie. Prawda, wolność, ciało. Veritas, Libertas, et Corpus.

Zgodnie z tym hasłem mam dla Was trzy opowieści z życia wzięte.

Opowieść pierwsza – Pielęgniarstwo i gitara basowa

Czym dla mnie jest uniwersytet? Był dla mnie oknem na świat, wyjściem spod kurateli rodziców, zwieńczeniem marzeń wywiedzionych z mnóstwa przeczytanych książek. Moja rodzina była prosta, jestem synem pielęgniarki i spawacza z kolejarskiego niegdyś miasta Ostrowa Wielkopolskiego, 100 km stąd; książki, teatr i muzyka to był dla mnie cały świat, od dzieciństwa uciekałem do wirtualnego świata książek, teatru i muzyki, grałem w kółkach teatralnych, grałem na flecie i gitarze basowej, czytałem, czytałem; to był świat wirtualny i rzeczywisty zarazem, spotykałem mnóstwo fajnych ludzi, nauczycieli, którzy podsuwali mi lektury, napotkani ludzie zawsze stawali się jakoś ważni; moi rodzice bardzo się starali; żebym mógł studiować, ojciec musiał brać nadgodziny, żeby jego syn mógł studiować w odległej, ale jednak bliskiej Łodzi. Gdyby uniwersytet był tylko w Warszawie i Krakowie, to wtedy pewnie nie studiowałbym w ogóle. Łódź wtedy znana była m.in. z socjolingwistyki, badań nad kulturą masową (prof. Kłoskowska). Okno na świat.

Ale zanim poszedłem na studia, chciałem być pielęgniarzem. W czasach mojej młodości istniały licea medyczne, kształcące pielęgniarki, dzisiaj trzeba już skończyć studia. Ukończyłem takie liceum, którego istotą była praktyka pielęgniarska w szpitalach. Pracowałem w trakcie nauki w liceum medycznym oraz rok po niej jako pielęgniarz w szpitalach. Pamiętam wiele historii z tym związanych, prośby o jakąś truciznę, bo chory nie mógł wytrzymać bólu, uciążliwych nieprzytomnych chorych domagających się zachowania standardów higieny osobistej, (potrzebowali umycia lub ogolenia), pamiętam też ciepłe prześcieradło tyle co zmarłej osoby, ten ślad obecności, która staje się coraz to zimniejsza. Ta praca pielęgniarza, to dla mnie doświadczenie formujące.

Ta wczesna moja konfrontacja ze śmiercią, bólem, z empatią i znieczulicą, także własną znieczulicą, z decyzjami w sytuacjach granicznych uczyniła mnie bardziej otwartym na prawdę. Jeśli prawda jest życiem, to śmierć jest nią tym bardziej, ona zwielokrotnia prawdę życia. W liceum nie skończyłem swoich doświadczeń z muzyką i sztuką, grałem na gitarze basowej w zespole szkolnym i grałem spektakle wzorowane na amerykańskich protest songach. Można powiedzieć, że muzyka łagodziła mi obyczaje i chwile, kiedy rzeczywistość cuchnie. Kiedy prawdą było to, co wymagało pielęgnacji, obmycia, wyniesienia odchodów. Prawda nie zawsze pachnie. Prawda jest wyzwaniem.

Historia 2. Wygnanie z komfortu – bycie obcym

Kiedy dostałem się na studia, a wtedy studiowało jakieś 7-8 procent każdego rocznika (co 13-15 rówieśnik), studia były elitarne, poczułem, że złapałem Pana Boga za nogi. VIP. Działałem w budującym się wtedy samorządzie, teatrze studenckim…

Uniwersytet Łódzki stał się dla mnie oknem na świat całkiem dosłownie i dzisiaj jest on tym samym dla Was. Ojczyzną uczonych jest cały świat. Wtedy skorzystałem z europejskiego programu wymiany Tempus (dzisiaj macie inne programy) i wyjechałem do Szwecji. To był przełom. To było wyjście ze strefy komfortu. W Łodzi na studiach wszyscy mnie znali, wiedzieli kim jestem, nie musiałem się przedstawiać, w Lund w Szwecji musiałem zaczynać od zera, każdemu napotkanemu człowiekowi trzeba było przedstawić wiarygodną historię, kim jestem, czym się zajmuję, po co jestem…. Byłem nikim. Człowiekiem znikąd, w oczach tubylców – potencjalnym imigrantem. To było doświadczenie wyzwalające, doświadczenie wolności. Właśnie w tym doznaniu swojej znikomości. Miałem nawet myśli (mój pobyt w Szwecji na różnych programach się przedłużał do prawie dwóch lat) o stałej emigracji. Nie wybrałem jej. Ale najważniejsze w tym doświadczeniu było doświadczenie wolności: jesteś tym, kim wybierasz, że jesteś, kiedy potrafisz wyjść ze swojej strefy komfortu. Porzucić na chwilę myśli w języki polskim i postarać się przełożyć siebie na inny język, na inną kulturę, na język angielski, lingua franca współczesności, czy też na język szwedzki, nikomu przecież dzisiaj niepotrzebnym. To było doświadczenie wspaniałe, ale jednocześnie trudne, bo trzeba zacząć od zera, zniweczyć siebie, anihilować, zrujnować. Uczyło pokory. Zostałem wrzucony na głębokie wody. Udało mi się nie utonąć. Tzw. republika uczonych stała się moją ojczyzną. Uniwersytet jest oknem na świat w dosłownych tego słowa sensie.

Drugim doświadczeniem formującym w czasie pobytów zagranicznych na innych uniwersytetach i w naszym uniwersytecie to doświadczenie wspólnoty. „College”, inaczej kolegium, to wspólnota. To nie jest fabryka. Jeśli ktoś widział kiedyś taniec szkocki, to wie o czym mówię. To nie jest taniec w parach, to nie jest bezładny taniec disco, to są figury z ciał, wymagające koordynacji, współpracy. Albo może ktoś widział piramidę z ludzi w katalońskiej i hiszpańskiej Barcelonie (Castell)? Wiecie Państwo jak to wygląda, każdy musi znać swoje miejsce, ci co są barczyści, silni, wytrzymali mogą stać się podstawą piramidy, ci, co zwinni i śmiali i lżejsi, mogą wspinać się na szczyt tej piramidy. Piramida z ludzi jest metaforą wspaniałej zespołowej roboty.

Takiej zespołowej roboty wymaga też sztafeta w biegu; ostatnio uczestniczyłem jako jeden z 50 biegaczy z Uniwersytetu Łódzkiego w biegu charytatywnym Business Run Poland. Wiecie co jest najbardziej stresujące? Pierwszy raz miałem biec w sztafecie, wiecie, wolę dłuższe dystanse, samotność długodystansowca, a tutaj miałem przekazać pałeczkę następnej osobie, tamta następnej itd. Pięć osób uzależnionych od siebie nie tylko tempem biegu, ale i sprawnością przekazania pałeczki. Nie mogłem spać przed biegiem, bo nie mogłem dokładnie uświadomić sobie, jak będzie przebiegać to przekazywanie. Śmieszne, nie? Odpowiedzialność wspólnoty. To nie są syreny fabryk.

Wspólnota zatem to nie tylko szkocki taniec, piramida z Barcelony, czy bieg w sztafecie, dla mnie to także strajk studencki w 1989 r. i na tym wydziale strajk akademicki w 2018 r. Wiecie co to uniwersytet, wiecie skąd słowo universitas? Dzisiaj wielu pewnie powie o kosmicznym wymiarze uniwersytetu, który musi swoją wiedzą ogarnąć Uniwersum, cały świat, od geologii, fizjologii po filologię klasyczną, socjologię, czy fizykę jądrową. Jednak u zarania nowożytnej idei uniwersytetu jest nade wszystko „universitas” pojmowana jako społeczność, wspólnota uczonych i studentów (albo jak w Bolonii na początek samych studentów, którzy stowarzyszali się, bo chcieli mieć tańsze mieszkania). Ta wspólnota była także obecna u zarania akademii w antyku w idei Sympozjonu, uczty wspólnej, w trakcie której można było rozmawiać, dialogować, dyskutować. Choć wtedy także dużo się przechadzano i w trakcie tego chodzenia, dyskutowano. Czy tym można zarządzać jak korporacją? Sympozjonem? Uniwersytetem. Alma mater?

Zatem ta wolność, której doświadczyłem „na wygnaniu”, „w ziemi obcej”, to doświadczenie stresujące, niekomfortowe, ale jednocześnie doświadczenie wielu wspólnot. Dzisiaj sporo mówi się też o tym, że uniwersytet nie może być wieżą z kości słoniowej, luksusowym miejsce izolacji od świata zewnętrznego. Stąd najważniejszymi celami edukacji w wielu najlepszych uniwersytetach świata są zaangażowanie społeczne, umiejętność współpracy, kreatywne myślenie, krytycyzm. Uniwersytety mają być podobnie jak świat dziennikarstwa, czwartą władzą, rodzajem równowagi dla świata biznesu i polityki. Nie mogą nią pozostać, jeśli kultura uniwersytetu będzie kulturą wielkich korporacji. Produktywność jest ważna, ale umiejętności ogólnoludzkie i postawy są jeszcze ważniejsze.

Opowieść trzecia. Ciało. Zombie. Automat

Przechodzę do trzeciej historii. Świat cyfrowy.

Łolaboga łolaboga, ludzie śpią ze smartfonami…

Wolą smartfony od żon, mężów i kochanków… ludzie śpią ze smartfonami, niedługo będą zupełnie odcięci od rzeczywistości analogowej; będę sobie wszczepiać różne implanty, i coraz częściej przypominać będą zombie. Albo automaty. Jesteśmy zanurzeni w cyfrowym świecie. Wiedza jest dzisiaj wszędzie. Po co komu uniwersytet? Po to żeby mieć dyplom?

W 2012 roku The Economist ogłosił MOOCs naważniejszym zdarzeniem edukacyjnym, najbardziej rewolucyjną innowacją, która zniszczy tradycyjne uniwersytety. I co? Nadal uniwersytety są i mają się dobrze? Dlaczego? Czy MOOCs (massive open online courses, czyli masowe szkolenia online) mogą zastąpić kształcenie uniwersyteckie? Przecież lepiej jest wysłuchać wykładu gwiazdy z Harvardu, aniżeli jakiegoś lokalnego nudziarza… No ale nie ma się żadnego dyplomu… Tym, co zostaje na uniwersytecie już na pewno nie jest tradycyjny wykład (1,5 godziny i tyle zamierzam dzisiaj mówić… nie żartuję, zmierzam już do końca…),

Tym, co wyróżnia Uniwersytet to tradycyjne międzyludzkie relacje komunikacyjne, najlepiej widoczne z jednej strony w kolegialności decyzji oraz w relacji mistrz – uczeń. We wspólnocie realnie uprawianego sportu np. w AZS.

Automatyczne samochody bez kierowcy są niewątpliwą przyszłością, roboty przenoszące i przewożące towary w magazynach są już oczywistością, tu i teraz, tak jak BIG DATA, czy crowdsourcing, wszyscy korzystają z tłumacza Google, który jeszcze całkiem niedawno był śmiesznie idiotyczny, a teraz jest już naprawdę niesamowicie skuteczny. Po co komu nauka języków, jeśli mamy automatycznego translatora w naszej komórce? Nawigacja komputerowa zupełnie wyparła papierowe mapy. Dzwonimy na Biuro Obsługi Klienta w banku czy do Narodowego Funduszu Zdrowia i rozmawiamy z awatarami, którzy przekierowują nas na właściwe rozwiązania problemów. Po co więc uniwersytet? Wiedza jest wszędzie. Nie potrzeba wyższego wykształcenia, żeby wiedzieć dużo. Zresztą, jeśli wiedza jest wszędzie, to po co w ogóle cokolwiek wiedzieć?

Ano właśnie. Żyjemy w czasach, które zostały także nazwane czasami post-prawdy (The Economist bodaj w 2016 r. ogłosił to dziwne wyrażenie słowem roku). Żeby dzisiaj funkcjonować potrzebujemy rozróżnienia prawdy od fake-newsów, prawdy od zmyślenia i zwykłego kłamstwa. Nie jest to łatwe, ostatnio mówi się o takich przepracowanych kłamstwach, które nazywają się „deep fake-news”, super fake-newsami. Widzimy na ekranie Donalda Trumpa, który wypowiada wojnę Korei Północnej, a potem okazuje się, że to wcale nie jest Gabinet Owalny i nie jest Donald Trump, tylko jego komputerowy awatar. Fake news już poszedł w świat i żyje własnym życiem.

Dlatego uniwersytety są potrzebne, żeby nauczyć, jak korzystać z wiedzy, jak rozróżnić wiedzę prawdziwą od nonsensu. Organizację dobrze zarządzaną od złej, odczłowieczającej fabryki czy zniewalającej korporacji. Do tego potrzeba umiejętności i postaw, które odróżniają nas od robotów i zombie. Tylko bycie niezastępowalnym przez automaty może dać nam przyszłość: to jest kreatywność, wyobraźnia, krytycyzm, intuicja, odwaga. To nas wyróżnia od automatów. Stąd też kolosalne znaczenie nauk humanistycznych i społecznych. No bo co z tego, że nauki przyrodnicze będą udowadniać, że powszechne szczepienia ograniczą naszą umieralność? Jeśli nie będzie odpowiedniej ilość przekonujących dziennikarzy, wykształconych ekspertów z miękkimi umiejętnościami, popularność w społeczeństwie zyskają szarlatani, udowadniający szkodliwość szczepień. Co z tego, że klimatolodzy stwierdzą ewidentny wpływ człowieka na zmiany klimatyczne, jeśli część polityków z odpowiednim oprzyrządowaniem powtarzać będzie, że to wszystko bajki i wymysły? I wyślą egzorcystów na „rozhisteryzowane dziecko…”  

Uniwersytet musi kontynuować swoją oświeceniową misję: prawda, wolność, ciało. Świat cyfrowy jest wszechobecny i wszechmocny, trzeba z niego korzystać, ale nauczyć się także kwestionować.

Dlatego, jeśli miałbym zakończyć jakimś przesłaniem, to mogę je streścić w dwóch słowach:

Nienasycenie i nieskończoność.

Trzeba być jak swobodnie bawiące się dziecko, nienasycone w pragnieniach, pożądaniach, ale także pragnieniu wiedzy, ale i wolne aż do nieskończoności, potrafiące mówić nie. Kończyłem kiedyś każdy wykład ze studentami mottem: „Ty sam jesteś nieskończonym oceanem”.

Czesław Miłosz napisał kiedyś:

Tak samo było kiedy miałem dwadzieścia lat.
Ale wtedy nadzieja że będę wszystkim,
Może nawet motylem i kosem, przez zaklęcie.

Ja teraz daję Wam zaklęcie:

NIENASYCENIE

NIESKOŃCZONOŚĆ

Prawda, wolność, ciało

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.