Chynchy akademickie

od dzisiaj mój blog akademicki nosi dumną nazwę: chynchy akademickie… „Chynchy” to jest słowo z gwary miejskiej łódzkiej, oznacza „gęste zarośla, krzaczory”. Ci, co są łódzkimi snobami mówią „chęchy”, żeby zaistniała taka wspaniała nosówka: ęęęęęę…. Ale moim zdaniem autentyczniejsze są chynchy… no i w trakcie wypowiadania powstaje unikalnie łódzka nosówka yyyyyyyy! (choć między nami mówiąc: chynchy znałem też z Wielkopolski.)

Globalne staje się lokalne. Lokalne uniwersalizuje się. Tu Łódź akademicka… Chynchy akademickie są przeciwieństwem salonów. Chynchy mają być bliskie życia, ludzi i proste, choć złożone. Jak chynchy…

Chynchy, chynchy, chynchy — powtórzcie to piękne słowo kilkakrotnie, a stanie się dla Was mantrą prowadzącą Was do wnętrza samych siebie, na wyżyny samoświadomości…

Blog mój jednakowoż to chynchy akademickie… więc takie zapętlenia nieco snobistyczne, ale w godce łódzkiej…

wnętrze Pałacu Biedermanna (siedziba Uniwersytetu Łódzkiego) (zdjęcie ze strony UŁ)
Po zakończeniu wykładu rektorskiego Rity Süssmuth pt. „Kultura Reformacji” w 2017 r. Pałac Biedermanna. Wykład był w nowym budynku Wydziału Filologicznego….

2 uwagi do wpisu “Chynchy akademickie

  1. Jestem łodzianką w piątym pokoleniu, mój mąż w czwartym, nigdy nikt z naszego otoczenia nie mówił chynchy. Zawsze były chęchy i nie ma tu żadnego związku ze snobizmem. Prawidłowo po łódzku mówimy chęchy. Pozdrawiam.

    Polubienie

    1. Dziękuję za opinię. Uznaję za jedną z możliwych w tym względzie. Dialekty i gwary miejskie to sprawa dynamiczna, a moje odniesienie do snobizmu ma być humorystycznym odniesieniem do lokalności. To żart paraliteracki. Chynchy to jest lokalna wersja. To że u Pani nie ma tej wersji, tylko chęchy nie dowodzi niczego. Językoznawcy w tym względzie zaliczają obie formy za lokalnie łódzkie. Nie ma powodów, dla których jedna miałaby być uważana za bardziej poprawną. W gwarach nie ma poprawości. Jako świadomy niuansów filolog wybieram bardziej wyrazistą i bardziej unikalną, lokalną formę. Unikalna jest dlatego, ze „y” nosowe nie jest spotykane w języku polskim. Obie te formy znane są zresztą także w moim rodzimym Ostrowie Wielkopolskim na obrzeżu dialektów dolnośląskiego i wielkopolskiego. Ja jestem już dłużej łodzianinem niż ostrowianinem, ale przez ten wybór pragnąłem zaznaczyć lokalność. Gwary doznały straszliwego spustoszenia przez politykę językową PRL-u, który gwary rugował. No i prawie mu się udało.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.